Witajcie ponownie! ^^ Uprzedzam, że następny rozdział pojawi się 12 lub 13 marca. Jak dla mnie początek : nie najlepszy... Ale oceńcie sami ;)
Miłego czytania!
***
- Bell! Bell, wstawaj!
Dziewczyna ledwo otwierała oczy. Te poranne pobudki nie były nowością, ale ciągle ją denerwowały. Sprowadziła do ładu zabłąkany kosmyk czarnych włosów i zapytała z niecierpliwością, która godzina.
- Po ósmej, a przecież wiesz, że o dziewiątej trzydzieści jest pociąg! – rzekła ironicznie Andromeda stojąc wraz z Narcyzą nad łóżkiem Bellatrix.
- To było mnie obudzić. – mruknęła niezadowolona.
- Jakbyś nie wiedziała mugole wymyślili coś takiego jak „budzik”. – Andromeda wskazała na mechaniczne urządzenie ustawione na komódce obok.
- Przestań gadać o mugolach! – wkurzyła się Bell.
Całej tej kłótni z lekką niecierpliwością przyglądała się 9-letnia Narcyza.
- Mogłybyście przestać się kłócić i zacząć ubierać? – wtrąciła się, gdy siostry już rozgrzewały się do kolejnych awantur.
- Jasne, tylko czemu tu nadal jesteście? – Bellatrix, starsza od Cyzi o 3 lata wskazała im drzwi. – No już. Chyba nie będę się przy was ubierać!
- A co wstydzisz się pokazać swoje nędzne kości? – mruknęła Andromeda, młodsza od Bell o rok krzyżując na piersiach ręce.
- Zamknij się! Już, won stąd! – rozłościła się Bella omal nie wyskakując z łóżka.
- Weź wyluzuj. Jeszcze ci się rozkraczą twoje gnaty. – odrzekła Andromeda, orientując się, że nie była to najlepsza riposta.
- Chyba COŚ POWIEDZIAŁAM. – zniżyła głos Bellatrix, Narcyza już skulona była przy drzwiach czekając na Andromedę.
- To w końcu się zamknij i zacznij ubierać!
- Niech no tylko znajdę różdżkę to pożałujesz! – krzyknęła Bella miotając wzrokiem po całym pokoju.
-M-może już pójdziemy? – zapytała cicho przestraszona Narcyza.
- Jasne! Tylko czego się bać? Ona nie może czarować poza Hogwartem! – roześmiała się wrednie Andromeda, choć w jej oczach na chwilkę pojawił się strach.
- Chcesz się przekonać?!
- Dobra, już idę, bo zaraz coś tu rozwalisz. – zreflektowała się Andromeda, widząc w oczach siostry zabójczy płomień.
Wycofała się do drzwi wraz z Narcyzą.
- To jeszcze nie koniec. – zdążyła dopowiedzieć Bellatrix.
- Co ją dzisiaj napadło? – zapytała Druella Black.
- Jak zwykle ma napad szału. – wzruszyła ramionami Andromeda i przeszła obok matki.
- Jeśli mama nie chce czymś oberwać, to lepiej niech tam nie wchodzi. – odezwała się Narcyza krocząc za siostrą.
O dziesiątej osiemnaście dziewczynki kończyły wszystkie sprawy. Andromeda sprawdzała po raz dziesiąty czy ma wszystkie książki i rzeczy do Hogwartu, ponieważ bardzo się bała, że na pierwszy rok czegoś zapomni. Bellatrix leniwie chodziła to w te to we w te co raz prawiąc kąśliwe uwagi na temat Andromedy i głaszcząc swoją sowę Malamo, co po esperanto znaczy „nienawiść”. Andromedy nazywała się Balance, czyli „równowaga”, a najmłodsza Blackówna Juneco, czyli „młodość”. W rodzinie Blacków panował zwyczaj dawania imion sowom w innych językach, odzwierciedlających charakter właścicieli. Druella miała sowę o imieniu Amas, co znaczy „miłość”, a jej mąż, czyli Cygnus, Gravito (powaga).
Narcyza skakała żaląc się, że nie może jechać do Hogwartu.
- Jejku, ale ci zazdroszczę, And! – wydęła usta.
- Czego tu zazdrościć? Mnóstwo nauki, potwory, niebezpieczeństwo. – gdyby Andromeda opowiadała, jak będzie fajnie, najpewniej Narcyzie zrobiłoby się smutno i przykro.
- To jest właśnie fajnie! – uśmiechnęła się dziewczynka. – Juneco, chodź!
Mała, rudawa sowa przyleciała na ramię Cyzi.
- Obiecajcie, że będziecie pisać do mnie listy!
- Jasne, tylko ostatnim razem Juneco wpadła mi we włosy i narobiłam sobie wstydu! – zawołała Bellatrix.
- To może choć raz uczeszesz te kudły?! To wygląda jak szopa! – warknęła And.
- Nie waż tak mówić o moich pięknych włosach! Popatrz na swój syf!
- Hej, hej! Kłócić to się będziecie w Hogwarcie, a tutaj ma być spokój. – odezwał się Cygnus kręcąc palcem.
- Wrr. – mruknęła Bell i przysunęła się do Andromedy, żeby usłyszała jej słowa. – W Hogwarcie mogę używać czarów. Wtedy zobaczysz.
I roześmiała się szyderczo, a Andromedę przeszył dreszcz strachu.
- Tato! Ona mi grozi!
- To dobrze. Groźby są nieuniknione dla zysku. – uśmiechnął się Cygnus i odszedł aby pospieszyć Druellę.
Bellatrix wybuchnęła śmiechem, a Andromeda ze złości poczerwieniała.
- Kiedy w końcu jedziemy?!
- Poczekam na was w samochodzie. – odezwała się Narcyza i wraz z Juneco poszła do wozu.
- Ja też już idę. – Bella chwyciła walizkę, zagwizdała i zaraz na jej ramię usiadła wielka, czarna sowa. – Chodź, Malamo.
- Ale to brzmi. Chodź, „ma lamo”. – roześmiała się Andromeda, chwytając klatkę z Balance.
- Czy ty nie umiesz się przymknąć? – rozzłościła się siostra.
- Dobra, już się zamykam.
Droga upłynęła leniwie, Az w końcu pięć minut przed odjazdem pociągu stanęły przy murku do peronu dziewięć i trzy czwarte. Narcyza nigdy tu jeszcze nie była, dlatego bardzo podniecona obserwowała Bellę, jak przechodzi z wyższością przez mur.
- And, teraz ty. – odezwała się Druella.
- D-dobrze. – niepewnie odpowiedziała.
- Narcyza pójdzie z tobą, my za wami. – rozporządził ojciec.
Andromeda niepewnie chwyciła rozpaloną rękę Cyzi, która wcale nie okazywała strachu. Opanowała się i trochę szybszym, pewnym krokiem przeszła przez mur. Znalazła się na peronie z uśmiechem, że w końcu się jej udało. Czeka ją nowa przygoda.